Wymiana
Wymiana Wto Paź 05, 2021 10:10 pm
Składzik
Mistrz Gry Sob Paź 02, 2021 10:45 pm
EDNA RHONERANGER ♲♲♲wip♲♲♲
Rhoneranger Nie Wrz 26, 2021 2:26 pm
Sala chorych nr 1
Riley Nie Wrz 26, 2021 1:10 pm
Poczekalnia
Jackob Rabbit Sob Wrz 25, 2021 1:20 pm
Magazyn
Ash Pią Wrz 24, 2021 10:55 pm
Stacja naprawcza
Jackob Rabbit Pon Wrz 20, 2021 5:31 pm
Korytarz
Smok Pią Wrz 10, 2021 6:29 pm
Elijah Villey
Admin Pią Wrz 10, 2021 5:40 pm

Ostatni Ocalały

Character sheet
Punkty Życia Punkty Życia:
Helen Stanford RQEZuVs12/12Helen Stanford ArpPXT5  (12/12)
Punkty Szczęścia Punkty Szczęścia:
Helen Stanford R6w4WiE2/10Helen Stanford RKoh7hq  (2/10)
Helen Stanford
Ostatni Ocalały
post dodany Czw Sie 12, 2021 10:09 am




















Helen Stanford
26 lat / mieszkańcy














CenturiaBarmanka171 cm58 kg


Chociaż po zabójstwie Shawa dokładnie oczyściła dłonie z krwi, wciąż ma wrażenie, że widzi na nich brud, dlatego od razu po przyjeździe do Snowdrop sprawiła sobie nowe rękawiczki. Zdarza się jej również szorować ręce aż do krwi (własnej).



Nosi ze sobą pióro i notatnik, w którym zapisuje zarówno wspomnienia jak i wszystkie swoje próby literackie.



Wciąż wierzy, że jej mąż żyje i któregoś dnia odnajdzie ją w Snowdrop.



Oprócz angielskiego zna biegle francuski i podstawy łaciny.



Chociaż nie pali, zabrała Shawowi papierośnicę i zapalniczkę na pamiątkę. Na obydwu, tak jak na nożu, wygrawerowane są inicjały H.S., dlatego mówi wszystkim, że przedmioty od początku należały do niej.



Jej lęk przed byciem brudną i „nieczystą” powoduje, że nie znosi dotyku fizycznego, zwłaszcza ze strony mężczyzn, do których żywi szczególną urazę.

ciekawostki

Ciało: Szybka regeneracja
Umysł: Literatka
Atut: Zimna krew
Wada: Paranoiczny lęk przed brudem (zarówno fizycznym jak i moralnym)

Nóż z inicjałami H.S. na rękojeści, skórzane rękawiczki
Przedmioty Specjalne
Notatnik, w którym zapisuje wiersze i wspomnienia, pióro do pisania, trójkątny kapelusz, papierośnica (zostały 3 papierosy), zapalniczka
Ekwipunek

Dla Helen, tak jak dla pozostałych trzech panien Ackeley, małżeństwo stanowiło jedyną możliwość, by wyrwać się z biedy i zobaczyć choć trochę świata. Los nie pobłogosławił Edwarda Ackeleya męskim potomkiem, za to odkąd najstarsza córka weszła w okres dojrzewania, sen z powiek spędzało mu pytanie, jak zapewnić wszystkim czterem pannom godziwy posag.

Rodzice nie przyłożyli się do edukacji córek. Miały być dobrymi i wdzięcznymi żonami, a nie uczonymi. Helen uczyła się więc głównie szycia, tańca towarzyskiego, śpiewu i gry na instrumentach. Jednocześnie pomagała w pracach domowych, bo zubożałej rodziny nie było stać na utrzymywanie służby. Na noc matka kazała jej zakładać nasączone ziołami rękawiczki, by delikatne dłonie damy nie straciły swojej białości i gładkości od pracy fizycznej. Pomimo bycia trzecią córką, Helen miała przewagę w wyścigu do zamążpójścia, była bowiem piękna. Błękitne oczy, bardzo jasne loki i alabastrowa cera upodabniały ją do piękności z klasycystycznych obrazów. „Taką to i bez posagu” – zwierzyła się kiedyś ze swoich nadziei mężowi pani Ackeley.

Tylko że córka wcale nie śniła o małżeństwie. Nudziły ją „zajęcia dla dam”, ciekawił świat. Z domowej biblioteki „pożyczała” zakurzone tomy, by czytać je przed snem przy mdłym świetle świecy, kiedy pozostałe siostry plotkowały o chłopcach i sukniach.

W 1878 roku uporządkowany i nudny świat Helen Ackeley runął, kiedy wyszło na jaw, że ojciec w trakcie wyjazdów do Londynu, niby to w interesach, przesadnie rozmiłował się w grze w karty i alkoholu. Pewnego razu, w trakcie rozgrywki w pokera z niejakim Johnem Stanfordem, właścicielem sieci modnych sklepów z galanterią, gdy zabrakło mu gotówki, zastawił dom. Edward Ackeley nie miał takiej sumy, żeby spłacić dług inaczej. Nie pamiętał, żeby coś podpisywał, ale podpis na dokumencie był autentyczny. Gdy żona zobaczyła papiery, zemdlała. Cały majątek był stracony.

Pomimo w oczywisty sposób niekomfortowej dla nich sytuacji, Stanford wywarł pozytywne wrażenie na Ackeleyach. Był eleganckim mężczyzną po czterdziestce, o nienagannych manierach i ubiorze wskazującym na wyrafinowany gust. Nie unosił się i zdawał się martwić zdrowiem pani Ackeley po jej zasłabnięciu. Gdy cała trójka zamknęła się w gabinecie Edwarda, Helen próbowała podsłuchać, o czym rozmawiają, ale najstarsza siostra, Mary, nakryła ją i zaciągnęła za warkocz z powrotem do sypialni.

Dopiero kiedy gość wychodził, udało jej się ukryć w mroku korytarza i usłyszeć ostatnie zdania: „Jeszcze raz radzę rozważyć moją propozycję, panie Ackeley. Myślę, że obydwaj wyjdziemy na tym lepiej” – rzekł John Stanford i zniknął za drzwiami.

Na początku chciała protestować, ale spojrzenie jej matki i zmarszczka na czole ojca utwierdziły ją w przekonaniu, że decyzję podjęto już dawno za jej plecami. Stanford zaoferował, że daruje Ackeleyowi dług, ale w zamian chciał coś innego – jego córkę. Konkretną córkę. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Edward upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu – oczyścił się z długów i pozbył się ciężaru nic nie tracąc, John bowiem zgodził się przyjąć Helen bez posagu. Rozpacz w rodzinie zamieniła się w wesele.

Natychmiast po ślubie małżonkowie wyjechali do Londynu, gdzie odtąd mieli mieszkać. Przed nocą poślubną nikt nie wyjaśnił Helen, na czym polegają „obowiązki małżeńskie”. Mąż również nie silił się na tłumaczenia, po prostu wziął, co jego, i zasnął. Całą noc nie zmrużyła oka, wstrząsana niemym szlochem, bojąc się płakać, by nie obudzić chrapiącego w najlepsze małżonka. Czuła się wykorzystana i porzucona jak niepotrzebny przedmiot. Następnego dnia tak usilnie próbowała zmyć z siebie krew i brud nieszczęsnej nocy, że na jej zwykle idealnie białej skórze wystąpiły brzydkie zaczerwienienia. Uczucie brudu jednak nie zniknęło. Już zawsze miały prześladować ją myśli o brudzie i nieczystości, zarówno na jej ciele jak i przedmiotach.

Na szczęście okazało się. Że John często wyjeżdżał gdzieś w interesach lub nie wracał na noc. Nie mówił, gdzie wtedy bywał, być może grał w karty, a może spędzał czas z inną kobietą. Nawet jeśli to drugie, Helen nie miała nic przeciwko. Zwłaszcza, że poza sypialnią Stanfordowie pozostawali w dobrych stosunkach. John był człowiekiem trudnym w pożyciu, ale zależało mu na żonie i starał się jej dogadzać we wszystkim, co najczęściej polegało na robieniu jej drogich prezentów, bo innego języka miłości nie znał. Na początku Helen trudno było przyzwyczaić się do jego humorów, ale szybko się nauczyła, że nie lubił konfitur, zwierząt, dzieci, hałasu i, jak zwykł to nazywać, „kobiecych histerii”. Za to lubił Amerykę i mówił o niej dużo. Chwalił Amerykanów za demokrację i umiłowanie wolności. Chciał kiedyś przenieść tam biznes. Lubił też pawie i to właśnie obraz przedstawiający te dwa ptaki białej odmiany, wiszący w salonie, Helen zapamiętała najbardziej z ich londyńskiego mieszkania. Resztę powoli zaczynała pokrywać mgła zapomnienia.

Ostatnią rzeczą, którą lubił, był głos żony. Zachęcał ją, by śpiewała, prosił także, żeby czytała mu wieczorami, bowiem jego stale pogarszający się wzrok zaczął uniemożliwiać mu tę rozrywkę. A Helen kochała książki, więc robiła to z czystą przyjemnością. Biblioteczka Stanforda miała o wiele bogatszą zawartość niż ta w domu Ackeleyów. Wkrótce więc dawna panienka z prowincji stała się równą partnerką do rozmowy dla swojego męża, zarówno o historii i geografii, jak i o poezji metafizycznej. Po kryjomu zaczęła pisać do szuflady wiersze, ale nie przyznawała się do tego nikomu.

Kiedy w 1886 roku rozpoczął się Wielki Mróz, John i Helen Stanfordowie byli w trakcie przygotowywania się do pierwszej podróży do Ameryki, w którą planowali wyruszyć na jesieni. W Helen zaczynały rodzić się obawy, ale uparty jak osioł mąż nie zamierzał rezygnować. Miejsca na statku płynącym do Nowego Jorku zostały zarezerwowane. Sytuacja klimatyczna jednak ulegała stałemu pogorszeniu. Do Londynu zaczęli napływać przyjezdni opowiadający o coraz to gorszych skutkach Wielkiego Mrozu na świecie. Jednymi z nich byli Torsten i Dagmar Gripenberg, do których Helen zapałała szczególną sympatią. Z powodu pojawienia się lodu na kanale La Manche statek Stanfordów został odwołany, a kolejne grupy ludzi wyruszały na północ w poszukiwaniu ocalenia, John jednak upierał się, że w pogrążającej się w chaosie Europie to właśnie Ameryka jest najlepszą destynacją, odmawiał więc wyruszenia z innymi. W końcu również Gripenbergowie opuścili Londyn, a Helen ku swojemu bezgranicznemu przerażeniu zaczęła podejrzewać, że spodziewa się dziecka, nie powiedziała jednak o tym nikomu. Niedługo potem w Londynie rozeszła się plotka, że jakiś szalony kapitan będzie odpływał z Liverpoolu do Nowego Jorku. Pomimo braku potwierdzenia dla tej informacji, Stanfordowie spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyli na północ wraz z zebraną grupą śmiałków.

Niedługo po po rozpoczęciu podróży rozpętała się burza śnieżna. Na szczęście udało im się znaleźć schronienie w najbliższym przydrożnym zajeździe. Kiedy Helen z ulgą rozpinała swoje ulubione futro od znanej londyńskiej modystki, na sali rozległ się przeraźliwy szloch. Okazało się, że dziecko jednej z podróżujących kobiet oddzieliło się od grupy. Szybko uznano, że musiało się zgubić niedawno i kilku mężczyzn, w tym John, wyszli w zamieć na poszukiwanie zguby.

Rankiem niebo się przejaśniło, a po mężczyznach ani dziecku nie było śladu. Wbrew protestom Helen i zrozpaczonej matki, grupa zadecydowała, że trzeba iść dalej. Stanford wyrwała kartkę z tomiku poezji Johna Donne’a, który z sentymentu zabrała ze sobą w podróż, i zostawiła na nim wiadomość do męża, z nadzieją, że wróci do zajazdu i dzięki tej kartce odnajdzie dalszą drogę.

Kilka dni po wyruszeniu Helen zaczęła czuć się gorzej. Wystąpiła gorączka i bóle brzucha. Na postoju czuła się już tak słaba, że musiała się położyć. Starała się walczyć z ogarniającą ją sennością, ale w końcu uległa. Obudziło ją potrząsanie za ramiona, drużyna zbierała się w dalszą drogę. Gdy siadała, czuła, że coś jest nie w porządku. Odsunęła futro, którym się okryła, i spojrzała w dół. Jej spódnicę i prowizoryczny siennik, na którym leżała, pokrywała krew. Zążyła usłyszeć jeszcze przeraźliwy krzyk jednej z kobiet, zanim zemdlała.

Gdy się obudziła, zastała tylko wycie wiatru i pustkę. Reszta uchodźców odeszła. Zostawili ją, bo uznali, że była zbyt chora i słaba, by warto było ją ratować. Z przerażeniem zorientowała się, że zniknęła też jej torba z rzeczami. Zostawili tylko nieszczęsne futro, bo było zakrwawione. Nie miała szans sama, pośród szalejącej śnieżycy, bez jedzenia i leków. Zwinęła się w kłębek pod futrem, czekając na śmierć.

Nie umarła. Ogień trzaskał wesoło w ognisku, przy którym siedział nachylony barczysty mężczyzna. Ze zdziwieniem odkryła, że jest przykryta kocami zamiast zniszczonego futra. Szybko utwierdziła się w przekonaniu, że jednak żyje, bo pomimo przykrycia wciąż drżała z zimna. Mężczyzna odwrócił się od ognia i uśmiechnął się dobrodusznie. „Moja grupa znalazła cię pod Cranfield” – wyjaśnił, widząc pytający wzrok kobiety. „Myśleli, że nie żyjesz, ale tak się składa, że jestem lekarzem”. Sięgnął za pazuchę, wyciągnął nóż i podał go Helen. Nie zrozumiała, o co mu chodzi. „Miałaś szczęście, że tylko cię okradli. W tym świecie zabijesz albo zginiesz. Musisz mieć jak się bronić”.

W dalszą drogę na północ Helen ruszyła z lekarzem Henrym Shawem i jego drużyną. Nie miała czasu, by przeżyć żałobę i opłakać nienarodzone dziecko. Cieszyła się, że jej młody i silny organizm dał radę się zregenerować po dużej utracie krwi. W nowej rzeczywistości wszystko, czego się wcześniej uczyła i co stanowiło jej atut, okazało się zupełnie nieprzydatne. Od Henry’ego nauczyła się posługiwać się nożem jak i podstaw pierwszej pomocy dostępnych w tak trudnych warunkach. Z czasem zaczęła mieć wrażenie, że medyk faworyzuje ją na tle grupy. Również tylko na jej widok jego ponurą twarz rozjaśniał uśmiech. Helen Stanford jednak wierzyła, że jej mąż żyje, i nie pozwalała, by dystans pomiędzy nią a przywódcą drużyny uległ skróceniu.

Tymczasem za cel podróży obrano miasto Snowdrop, zarządane przez kapitana Westa. Wiedza, dokąd zmierzają, wpłynęła pozytywnie na morale całej grupy. Według szacunków znajdowali się już niedaleko Snowdrop, kiedy znaleźli miejsce na nocleg w jakimś pospiesznie opuszczonym motelu. Właściciele i goście musieli wyjechać w panice, zostawiając wszystko jak stało, w tym piwniczkę pełną win z nienajwyższej półki. Chociaż picie alkoholu w ujemnych temperaturach może być śmiertelnie niebezpieczne, niektórzy postanowili jednak trochę sobie pofolgować, by dać w końcu ujście zbierającemu się w każdym od miesięcy stresie i napięciu. Jedną z tych osób był Henry. „Wyjdź ze mną na chwilę, Helen” – poprosił lekarz błagalnym tonem. Nie pomyślałaby, że jest pijany, gdyby nie rumieńce na jego policzkach i zapach fermentującego alkoholu z ust. Zgodziła się. Wyszli na zewnątrz. Spodziewała się tego wyznania tak samo, jak była pewna, że odrzuci względy. Mężczyzna niezadowolony z odmowy przyparł ją do ściany. Krzyknęła, ale jej głos zginął pośród wycia wiatru. Nie było szans, by ktoś usłyszał. „Miałaś męża, a ja miałem żonę, ale zmarła jeszcze w Londynie. Nie mogłem jej pomóć. Może ci się to wydać głupie, ale to właśnie dlatego cię uratowałem, byłaś jak ona, delikatna i piękna. Tak kruche istoty jak kobiety nie powinny cierpieć i ginąć w tym świecie” – jego twarz znajdowała się tak blisko niej, że wciąż czuła ciepło i smród oddechu. Jedną dłonią wciąż przytrzymywał kobietę za ramię, drugą skierował w stronę jej piersi. „Odwdzięcz mi się” – wydyszał „Tylko jeden raz, Helen”. Dłoń pijanego w grubej rękawiczce zaczęła nieporadnie szarpać guziki jej płaszcza. Czuła się sparaliżowana, przypominając sobie plugastwa, do jakich zmuszał ją John w nocy. Nie chciała robić tego z mężczyzną nigdy więcej. Nigdy. Coś w niej pękło. Za pas miała wetknięty nuż Shawa, który nosiła przy sobie zawsze, odkąd podarował go jej na pierwszym spotkaniu. Mężczyzna napierał na nią tak mocno, że ich ciała już się stykały. Ostrze gładko zatopiło się w płaszczu a następnie wnętrznościach lekarza. Jego twarz zastygła z wyrazem twarzy, jakby chciał spytać „dlaczego”. „Przepraszam”. Śnieg właśnie zaczął padać.

Następnego dnia znaleziono ciało lekarza Henry’ego Shawa kilka metrów od motelu pod zaspą. Uznano, pod wpływem alkoholu oddalił się za bardzo w śnieżycę i zamarzł. Człowiek, który zajął jego miejsce na stanowisku przywódcy, zabronił spożywania alkoholu aż do Snowdrop. A Helen Stanford postanowiła, że już nikt nigdy nie powie o niej, że jest krucha i delikatna. Krucha i delikatna Helen umarła pod Cranfield. Świat przestał być miejscem dla osób, które potrzebują pomocy. Już raz zabiła człowieka, zabije znowu jeśli będzie musiała.







Helen Stanford
Admin
Admin
Admin
post dodany Czw Sie 12, 2021 6:31 pm
Karta Postaci Zaakceptowana


Witamy w Snowdrop!
Zostałeś przydzielony do grup Mieszkańców.
Przyjrzyj się zadaniom do wykonania i zobacz jak możesz pomóc miastu.
Życzymy miłej rozgrywki!
Admin


Nie możesz odpowiadać w tematach