Wymiana
Wymiana Wto Paź 05, 2021 10:10 pm
Składzik
Mistrz Gry Sob Paź 02, 2021 10:45 pm
EDNA RHONERANGER ♲♲♲wip♲♲♲
Rhoneranger Nie Wrz 26, 2021 2:26 pm
Sala chorych nr 1
Riley Nie Wrz 26, 2021 1:10 pm
Poczekalnia
Jackob Rabbit Sob Wrz 25, 2021 1:20 pm
Magazyn
Ash Pią Wrz 24, 2021 10:55 pm
Stacja naprawcza
Jackob Rabbit Pon Wrz 20, 2021 5:31 pm
Korytarz
Smok Pią Wrz 10, 2021 6:29 pm
Elijah Villey
Admin Pią Wrz 10, 2021 5:40 pm

Ostatni Ocalały

Character sheet
Punkty Życia Punkty Życia:
Quinn O’Donnell RQEZuVs12/12Quinn O’Donnell ArpPXT5  (12/12)
Punkty Szczęścia Punkty Szczęścia:
Quinn O’Donnell R6w4WiE2/10Quinn O’Donnell RKoh7hq  (2/10)
Quinn
Ostatni Ocalały
post dodany Sro Sie 11, 2021 4:56 pm
Quinn O’Donnell Pg9bHjK
Imię i nazwisko:Quinn O’Donnell
Pseudonim:


Żaden. W swojej nienawiści do pseudonimów udało jej się, póki co, dopilnować, by nikt nie zwracał się do niej jakimkolwiek zdrobnieniem.
Wiek:26
Wzrost:167 cm
Waga:56 kg

Pochodzenie:Dracena
Grupa:Sanitariusze
Zawód:Protetyczka

Ciało:precyzja ruchów
Umysł:błyskotliwość
Atut:medycyna
Wada:mania czystości

Przedmioty specjalne:rewolwer z pustym magazynkiem, torba sanitariusza
Ekwipunek:

papierośnica z papierosami – sztuk 12, zapalniczka, tabletki uspokajające, lampa oraz długi, ciepły płaszcz

Historia:

Od samego początku było wiadomo, że życiowym powołaniem Quinn jest medycyna. Urodziła się w Londynie, w wywodzącej się z Irlandii rodzinie lekarzy. Jej ojciec i dziadek prowadzili prywatną praktykę, przyjmując chorych w rodzinnej klinice. Matka młodej kobiety była natomiast położną – tak poważaną, że gdy zaszła w ciążę żartowano, że szkoda, że sama nie będzie w stanie przyjąć własnego porodu.

Gdy w 1874 roku w Londynie założono pierwszą szkołę medyczną, gdzie młode kobiety mogły szkolić się do zawodu, oczywistym było, że młoda O’Donnell – jedynaczka i oczko w głowie ojca - w swoim czasie tam będzie kontynuować swoją edukację. Dotychczas zdobywająca dość mierne stopnie dwunastolatka  zmieniła diametralnie swoje nastawienie do nauki. Okazało się, że kiepska uczennica, którą spisano już na straty, nagle była w stanie zgłębiać materiały znacznie wykraczające poza poziom nauczania przeznaczony dla młodych panienek.

Dziewczyna dorastała wśród medycznych ksiąg i zapisków, wolne chwile chętniej spędzając z nosem w podręczniku niż poświęcając czas na zabawy, którymi zwykle zajmowały się nastolatki. Gdy jej rówieśnicy przeżywali pierwsze miłości i rozstania, ona zaglądała przez uchylone drzwi do ojcowskiego gabinetu, prosząc o wyjaśnienie paru trudniejszych zagadnień.

W końcu osiągnęła wiek, który umożliwiał jej pójście na studia. Udało jej się trafić do London School of Medicine for Women, gdzie natychmiast stała się jedną z bardziej zaangażowanych studentek. Nie do końca pasował jej nacisk na położnictwo, jaki panował w tej placówce. Wiedziała, że położne traktowane są jak lekarze drugiej kategorii. Nie chciała nigdy odczuwać podobnej wyższości ze strony nikogo, poświęciła się więc w całości nauce, pragnąc dorównać największym specjalistom w dziedzinie medycyny. Wiedzę, której nie była w stanie zaoferować jej szkoła wyższa, Quinn zdobywała na własną rękę, niezliczone godziny spędzając w bibliotekach i czytelniach. Nigdy nie była duszą towarzystwa, na co skarżyła się zmartwiona matka, podpytując ją coraz częściej o przyszłość oraz, oczywiście, o zamążpójście. Quinn natomiast zdawała się jeszcze bardziej oddalać się od swoich równolatków.

Gdy nastąpił kataklizm odbywała praktykę w szpitalu, gdzie, ze względu na ogromny kryzys, jaki dotknął kraj, potrzebne były wszystkie ręce do pracy. Rodzinna klinika była już od jakiegoś czasu zamknięta. Głód osłabił delikatny organizm jej matki na tyle, że nie była w stanie kontynuować pracy. Rodzina młodej lekarki zaczęła rozważać ucieczkę na Południe w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Zdecydowano, że ona i jej ojciec zostaną na miejscu, dopóki szpital działał – wciąż chcieli pracować mimo coraz większych braków w podstawowym wyposażeniu i kadrach. Matka wraz wujostwem wyruszyli więc w drogę wraz z innymi migrantami, zostawiając za sobą dotychczasowe życie. Mieli spróbować skontaktować się z pozostałą w Londynie dwójką, gdy uda się im gdzieś bezpiecznie osiąść. Czas mijał, sytuacja pozostawała bez zmian – czyli była zła. Szpital, bardziej przypominający polowy niż znamienitą placówkę medyczną, w końcu upadł, a wiadomość z Południa nigdy nie nadeszła. Quinn, chociaż nie mówiła tego na głos, domyślała się najgorszego. Ojciec natomiast nie chciał poruszać tego tematu. Pomiędzy nimi zapadło milczenie, a zamiast wyczekiwanych wieści do O’Donnellów dotarły inne, gorsze wiadomości: pogłoski o nadchodzącej lodowej burzy.

Dziewczynie udało się znaleźć miejsce na jednym ze statków, które transportowały ocalałych w stronę wydzielających ciepło generatorów. Wymagało to pozbycia się rodzinnej biżuterii, którą przekazywano z pokolenia na pokolenie. Nie było jej przykro, gdy rozstawała się z perłami prababki, które zaoferowała jednemu z oficerów w zamian za upchnięcie jeszcze dwóch osób na i tak już przepełnionym pokładzie. Ważne, że ocaleli.

Zasady w Snowdropie były jasne – każdy miał robić to, co potrafił i każdy miał być przydatny. Zarówno ona jak i jej ojciec dołączyli do sanitariuszy, co było dla nich naturalnym wyborem. Dziewczyna pracowała w klinice, gdzie udzielała wraz z innymi medykami pierwszej pomocy ocalałym – zgodnie z zaleceniami starając się doprowadzić ich do stanu, który pozwoli im pozostać użytecznymi. Ojciec Quinn znikał wieczorami na długie godziny, coraz więcej czasu spędzając z grupą inżynierów. Początkowo dziewczyna nie wiedziała, czym się zajmuje – nie narzucała mu swojego towarzystwa, uznając to za sposób, w jaki radzi sobie z żałobą po stracie bliskich. Jej sposobem na uspokojenie natrętnych myśli było rzucenie się w wir pracy.

Po kilku miesiącach ojciec wezwał ją do siebie, informując, że będzie potrzebował jej pomocy. Nie zadawała pytań – rzuciła wszystko w kąt i dołączyła do niego. Mężczyzna zaprowadził swoją pierworodną do jednego ze szpitalnych pomieszczeń, gdzie na stole czekała osoba, której amputowano odmrożone ramię. Obok na stole leżała przygotowana mechaniczna ręka. To był pierwszy raz, gdy Quinn wzięła udział w zabiegu wprowadzania do organizmu protezy.

Od tego czasu pracowali razem. Ojciec dziewczyny zajmował się przeprowadzaniem operacji przeszczepów protez, a ona asystowała mu przy pracy. Stanowili dobry duet, porozumiewający się praktycznie bez użycia słów. Otrzymali również wspólne lokum w jednej z gorszych dzielnic. Nigdy nie byli szczególnie blisko, ale wspólne doświadczenie traumy zacieśniło ich więź. Tym bardziej niepokojące dla Quinn było to, że coraz częściej mogła obserwować, że przeżyta strata odcisnęła na psychice jej ojca większe piętno niż na początku się spodziewała. Często chorował, mniej jadł. Był wyraźnie słabszy. Ludzie Kapitana Westa doceniali jednak jego doświadczenie – bywało, że wyruszał wraz z nimi na wyprawy poza mury Snowdrop, gdzie służył pomocą medyczną tym, których sztuczne kończyny szwankowały w trakcie najgorszych mrozów. Quinn nie lubiła tego, ale nie protestowała; wiedziała, że to ważna praca. Z jednego z takich wypadów już nie wrócił – wychudzony i osłabiony organizm nie wytrzymał niskich temperatur. Mężczyzna został w tyle i zamarzł, osieracając młodą O’Donnell.

Po utracie ojca młoda sanitariuszka zdecydowała się kontynuować jego dzieło  i całkowicie oddała się pracy protetyczki. Jej pierwszą samodzielną pacjentką była niejaka Wilhelmina Morris, która straciła nogę w wyniku wypadku podczas nocnej eskapady poza Snowdrop. Quinn nie miała najmniejszych oporów, by w zamian za jakość i bezbolesność usługi przyjąć od pacjentki łapówkę, którym był pamiętający dawne czasy drobny rewolwer z pustym magazynkiem. Dla niej jednak wystarczał w zupełności sam fakt posiadania przy sobie broni – po stracie ojca tym mniej bezpiecznie czuła się w zepsutej Dracenie, gdzie dobijano szemranych interesów.

Ciekawostki:

Jak już zostało wcześniej wspomniane nie przepada za przydomkami, więc, oprócz niedopuszczenia, by ktoś starał się zwrócić jej uwagę zdrobnieniem, odmawia odzywania się do kogokolwiek pseudonimem. Zazwyczaj zwraca się do każdego po nazwisku. Z imienia korzysta dopiero na pewnym poziomie zażyłości.

Chociaż prywatnie bywa niezbyt miła w obyciu, nie można jej odmówić profesjonalizmu podczas przebywania na terenie szpitala. I chociaż jej dowcip jest dość cięty, to jednak każdorazowo stara się gryźć w język, by przypadkiem jej niezbyt przyjemny żarcik nie uraził któregoś z jej ewentualnych pacjentów.

Zdarza jej się - nieczęsto, ale bez zawahania, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja - brać łapówki oraz zapłatę w dobrach innych niż monety. W końcu jakoś trzeba sobie radzić w tych ciężkich czasach, prawda?

Lubi palić papierosy, ale tylko te drogie i dobre, czyli dokładnie takie, na które niezbyt często ją stać, więc ostatecznie nie można ją nazwać aktywnym palaczem. Sprawa ma się jednak inaczej, gdy jest zestresowana – wówczas staje się mniej kapryśna i jakość papierosa nie przeszkadza jej na tyle, że pali dużo i obojętnie jakie. Dlatego też zawsze ma przy sobie pełną papierośnicę na wszelki wypadek.

Wciąż nie pogodziła się ze śmiercią swojej rodziny. Pomimo tego, że zawsze stara się sprawiać wrażenie niewzruszonej i poukładanej, tak naprawdę nadal jest bardzo zagubiona.

Świadomość, że zimno było bezpośrednią przyczyną śmierci każdego z członków jej rodziny sprawiła, że desperacko zaczęła szukać rozwiązań w dziedzinie, którą się zajmuje – czyli w protetyce. I chociaż ta opinia może uchodzić za kontrowersyjną, od całkiem niedawna uważa, że protezy, dzięki swojej odporności na mróz oraz obrażenia, są całkiem kuszącą alternatywą do niedoskonałych, ludzkich kończyn i, o zgrozo, zaczęła się zastanawiać nad plusami i minusami dobrowolnego zastąpienia ich metalowymi odpowiednikami. Quinn jest jednak świadoma, że dla niektórych ten pomysł mógłby wydawać się dość dyskusyjny, więc niezbyt chętnie się nim dzieli, a plan sprawienia sobie metalowej kończyny pozostał, póki co, w świecie fantazji.

Kiedy coś wymyka się spod jej kontroli, zdarza jej się tracić nad sobą panowanie; w sprawach trywialnych skutkuje to jedynie lekkim roztrzęsieniem i, co najwyżej, agresją słowną, zaś brak kontroli w sprawach istotniejszych – atakiem paniki. Z tego powodu zawsze ma przy sobie niezbyt skuteczne, ziołowe tabletki uspokajające, łudząc się, że jakkolwiek jej pomogą w sytuacji kryzysowej. Nie byłaby w stanie przyznać przed sobą, że faktycznie ma z tym problem, nie zdecydowałaby się więc nigdy na branie farmaceutyków, o ironio, również dlatego, że mogłaby stracić kontrolę nad swoim zachowaniem.

Mania kontroli wpływa na każdy aspekt jej życia: jest pedantką, nienawidzi niespodzianek, nie jest też zbyt spontaniczna. Irytują ją ludzie nierozgarnięci i nie jest w stanie zrozumieć, że niektórzy naprawdę lepiej funkcjonują w kontrolowanym bałaganie.

Biorąc pod uwagę, że od dłuższego czasu z sukcesem okłamuje samą siebie, potrafi równie skutecznie okłamywać innych. Niestety nie miała dotychczas zbyt wielu okazji, by wykorzystać tę umiejętność.

Bardzo lubi pieski. Chciałaby mieć jednego. Lub dwa.

Quinn
Admin
Admin
Admin
post dodany Czw Sie 12, 2021 10:33 pm
Karta Postaci Zaakceptowana


Witamy w Snowdrop!
Zostałeś przydzielony do grup Sanitariuszy.
Przyjrzyj się zadaniom do wykonania i zobacz jak możesz pomóc miastu.
Życzymy miłej rozgrywki!
Admin


Nie możesz odpowiadać w tematach